To było niesamowite 1 h 52 minuty filmu o niczym. W rolach głównych aktorka bez brwi i koleś, który w szczycie swej kariery zawsze gra love-joya, który obraca panienki na swoich zasadach, bo się głupkowato do nich uśmiechnął. Jeśli ktoś Wam powie, że to film o skomplikowanych relacjach bazujących na poszukiwaniach wspomaganych eksperymentami seksualnymi, to nawet w najtańszym pornolu można więcej sensu znaleźć. Wspaniale zmarnowane prawe 2 h, koniec filmu tak płytki, że w wodzie w muszli sedesowej można większej głębi szukać.
Jeden jedyny, a właściwie dwa aspekty na plus, to "Slave to Love" i "You Can Leave Your Hat On" w ścieżce dźwiękowej. Reszta to po prostu porażka.
Mam takie same zdanie. Spodziewałam się filmu z sensem, fabułą. A tutaj mieliśmy cały film o niczym. Film z cyklu gdzie i jakby to jeszcze zrobić.Główny bohater przekraczał granicę kilkukrotnie było to wulgarne i wręcz niesmaczne, Elizabeth się to ewidentnie nie podobało, ale i tak ulegle brnęła w to dalej.Autorka Grey'a na pewno inspirowała się tym filmem. Kompletnie tego nie kupuję, nie moja bajka. Racja najlepszy moment filmu to dwie piosenki ze ścieżki dźwiękowej "slave to love" i You can leave your hat on". Film przereklamowany.