Miałem ochotę obejrzeć kino wojenne w starym dobrym stylu. A tu zonk... Film byłby znośny, gdyby reżyser nie postanowił połączyć filmu wojennego z komedią oraz dramatem. Wyszło żałosne widowisko. Donald Sutherland jako władca psich umysłów, żołnierz grający Bacha podczas ostrzału, pułkownik idiota... Długo możnaby wymieniać. Nie będę jednak czepiał się szczegółów, bo nie o to chodzi. Ale absurdalny scenariusz muszę skomentować - jeśli ktoś ma jakiś pomysł czemu miało służyć podstawienie sobowtóra Churchilla, to niech mnie oświeci. Bo z fabuły filmu to nie wynika. Pan scenarzysta mógł się postarać.
I jeszcze jedno. W filmie przedstawia się jako ludzi honoru i w pewnym sensie gloryfikuje niemieckich żołnierzy, co mnie bardzo drażni. Nie chcę powiedzieć przez to, że wszyscy Niemcy podczas II WŚ byli podli, źli i niehonorowi. Ale nie powinno się mówić o poważnych sprawach w niepoważny sposób. Albo ktoś kręci niewymagający film wojenny, gdzie według schematu Niemcy są źli, albo decyduje się na bardziej ambitny dramat i opowiada historię "porządnego" człowieka, który walczył po tej złej stronie. Razem się nie da.
Film jest oparty na książce pisarza spod którego ręki wyszło choćby "Działa Navarony" i inne znane dzieła, więc obarczanie winą scenarzystę jest nie na miejscu. Poza tym w jego książkach są świetne zwroty akcji i fakt, że tyle jego dzieł zostało sfilmowanych (z świetną obsadą) mówi sam za siebie.